Raz jeszcze o szczęśliwych miastach – wywiad z Charles’em Montgomerym

W poprzednim numerze Magazynu „Lighthouse” mówiliśmy o szczęściu oraz między innymi o tym, jak wpływa ono w praktyczny sposób na sprzedaż. Dziś pogłębiamy temat i pokazujemy, że szczęście zwyczajnie się opłaca! Zapytaliśmy, co o szczęśliwych miastach sądzi światowy ekspert – Charles Montgomery, kanadyjski pisarz, urbanista i aktywista miejski oraz jeden z najbardziej cenionych na świecie ekspertów w zakresie rozwoju miast. Opowiada on chociażby o tym, jak na sprzedaży szczęścia możemy zyskać wszyscy.

Czym jest szczęśliwe miasto?

C.M.: To miasto, które zapewnia mieszkańcom komfortowe warunki do życia. Dba o ich zdrowie, bezpieczeństwo, poczucie szczęścia i budowanie więzi międzyludzkich. To koncept pozwalający na utrzymanie równowagi w mieście i mądre wykorzystywanie gruntów. Wbrew pozorom to nie wysokie PKB, ale jakość życia i poziom zadowolenia z niego sprawiają, że miasto jest szczęśliwe.

Jak zatem można zburzyć to szczęście? Jak miasta stają się nieszczęśliwe?

C.M.: W dużej mierze przyczyniają się do tego niewłaściwe rodzaje suburbanizacji. Miasta rozbudowują przedmieścia, co powoduje korki, smog, mniejszą dostępność usług, większe wydatki na infrastrukturę drogową, wodno-kanalizacyjną czy transport. Dużym błędem jest też tworzenie całych dzielnic o tylko jednej funkcji – na przykład stref przemysłowych. To miejsca zatrudnienia setek ludzi. Oni wszyscy muszą dojechać do pracy, gdzie często nie ma komunikacji miejskiej. Spędzają nawet ponad godzinę dziennie w samochodach, przyczyniają się do powstawania korków i zanieczyszczenia powietrza. O wiele lepiej byłoby, gdyby miejsca pracy były zlokalizowane bliżej osiedli mieszkaniowych, a wszędzie udałoby dojść pieszo lub dojechać rowerem.

Jaki jest Pana przepis na uzdrowienie naszych miast?

C.M.: Należy łączyć mieszkania, usługi, biura, handel, rozrywkę i przestrzenie publiczne tak, aby budynki były wykorzystywane przez cały czas. Sposobem na to są inwestycje typu mixed-use. Duże znaczenie mają otwarte place, ogrody społeczne i miejsca, w których ludzie się gromadzą i spędzają razem czas. To poprawia poczucie bezpieczeństwa i zadowolenia mieszkańców. Należy także przyjrzeć się transportowi publicznemu. Jeśli dla wszystkich mieszkańców będzie odpowiednio dostępny, będą mogli zrezygnować z samochodów. Musimy także zapewnić dobrze zaprojektowane ścieżki rowerowe. Kiedy ludzie zauważą, że poruszając się rowerem czy autobusem, oszczędzają pieniądze i czas oraz mogą dostać się w każde miejsce, porzucą samochody.

Szczęście to dość subiektywne odczucie. Czy istnieje uniwersalny sposób pozwalający sprawdzić, czydane miejsce jest „szczęśliwsze” od drugiego?

C.M.: Oczywiście, że jest to subiektywne. Trzeba rozmawiać z mieszkańcami i pytać ich o to, na czym im zależy w życiu. A potem sprawdzić, czy miasto te potrzeby zaspokaja. Prawdopodobnie mało ludzi odpowie, że zależy im na dojeżdżaniu autobusem (śmiech). Ale powiedzą za to, że chcą mieć czas na kolację z rodziną czy pójście na siłownię. A to już są konkretne, namacalne potrzeby. Wybierając podróż do domu autobusem w mieście, w którym komunikacja miejska działa sprawnie, faktycznie zyskują ten czas.

Szczęśliwe przestrzenie to nie tylko architektura, ale i ludzie. Jaka jest rola mieszkańców w tworzeniu szczęśliwych miast?

C.M.: Ogromna. To przecież ludzie korzystają z tych przestrzeni. Przede wszystkim to mieszkańcy muszą mówić o swoich potrzebach i negocjować je z władzami. Mieszkańcy podejmują codziennie różnorodne decyzje – pojechać do pracy samochodem czy rowerem, pójść na spacer do parku czy obejrzeć serial w domu, wreszcie – kupić dom na przedmieściach czy mieszkanie w pobliżu centrum?

Kto jeszcze ma wpływ na zadowolenie z miejsca, w którym żyjemy?

C.M.: Na pewno władza, biznes, ale i aktywiści. Każdy powinien być włączony w proces planowania miast. Warunkiem, by stworzyć szczęśliwe miasto, są przede wszystkim ludzie, którzy zrozumieją, że nie można sukcesu miast utożsamiać z wysokim PKB, ale z poczuciem zadowolenia i komfortu życia mieszkańców, z relacjami, które można tworzyć. Zmiana musi zajść w sposobie pojmowania miast i ich roli w kształtowaniu społeczeństwa. Ludzie nie myślą o miastach w kontekście budynków, ale w odniesieniu do ludzi, których tam spotykają.

Jakie pomysły i rozwiązania zaskoczyły Pana w przestrzeni miejskiej w kontekście szczęścia?

C.M.: Dobrym przykładem dbania o szczęście mieszkańców są tzw. parki kieszonkowe czy zielone skwery. Nie zajmują one dużo przestrzeni, a dają możliwość przyjemnego spędzenia czasu i relaksu. Ludzie wykorzystują ten trend na różne sposoby: tworząc ogólnodostępne szklarnie miejskie, ogrody, które mogą wspólnie pielęgnować.

Co deweloperzy mogą zrobić, by uszczęśliwić naszą przestrzeń?

C.M.: Na pewno nie mogą tworzyć osiedli zamkniętych. Dobrym pomysłem jest tworzenie kameralnych inwestycji, które są bezpieczniejsze. W nich mieszkańcy znają się i mają ze sobą relacje. Należy także zapewnić w pobliżu różne funkcje: miejsca pracy, gastronomię, sklepy, rozrywkę i przestrzeń publiczną. Jeśli będziemy projektować zgodnie z ideą miast 15-minutowych, ludzie nie będą potrzebowali dwóch samochodów w rodzinie. Tworzenie miejsc parkingowych nie będzie problemem, bo większość będzie wybierać komunikację miejską czy rower. Ludzie naprawdę chcą mieszkać w bezpiecznych miejscach. Trzeba tylko zapewnić ku temu odpowiednie warunki...

Książka „Happy City” ma już niemal 10 lat. Czy przez ten czas coś się w niej zdezaktualizowało? Gdyby mógł Pan do niej dopisać kolejny rozdział, czego by dotyczył?

C.M.: Przeciwnie – dziś jeszcze bardziej wierzę w jej sens i przyszłość takiego myślenia o miastach. Kolejny rozdział być może dotyczyłby tego, jak pandemia zmieniła miasta. Być może zająłbym się tematem dostępności cenowej mieszkań, bo od tego czasu zebraliśmy naprawdę dużo danych liczbowych.

Kilkakrotnie odwiedzał Pan Polskę. Czy nasze miasta są coraz szczęśliwsze?

C.M.: Jest lepiej, ale przed Polską długa droga. Wciąż widzę zamknięte osiedla, które wzmacniają tylko podziały społeczeństwa. Transport publiczny wymaga poprawy, co potwierdzają moi znajomi z Polski. Rośnie popularność budynków typu mixed-use, ale wciąż deweloperzy i urbaniści muszą zapewnić większą różnorodność. Cieszę się jednak, że coraz więcej osób rozumie ideę szczęśliwych miast i zwraca uwagę nie tylko na samą architekturę, ale jej funkcjonalność.

W jakich miastach był Pan najszczęśliwszy? Dlaczego?

C.M.: Jestem szczęśliwy w mieście, w którym żyję – w Vancouver – bo mam tu wiele okazji do interakcji między ludźmi. To jest dla mnie kluczowe. Doceniam też to, że wszędzie mogę dostać się bez samochodu. Nie posiadam go – korzystam z transportu publicznego, z roweru, chodzę też pieszo. Będąc w innych miastach, również zwracam uwagę na to, czy wszystko, czego potrzebuję, jest w niedalekiej odległości – bez konieczności używania samochodu. Ważne jest dla mnie też to, czy miasto ma przestrzenie publiczne, w których można się spotykać, poznawać, nawiązywać relacje. Będąc gdzieś jako turysta, chciałbym poznać lokalnych mieszkańców i dowiedzieć się czegoś od nich, a nie z przewodników czy internetu. Ale jeśli miasto nie stworzy okazji ku takiemu spotkaniu, stracę tę szansę.

Jaka jest przyszłość miast? Czy faktycznie poszukiwanie szczęścia będzie w nich kluczowe?

C.M.: Zdecydowanie ludzie – zdrowi, zadowoleni i mający czas dla siebie. To właśnie oni napędzają gospodarkę, są kreatywni i innowacyjni, dzięki czemu miasta stają się jeszcze szczęśliwsze. Z pewnością będziemy poszukiwać szczęścia na różnorodne sposoby. Przyszłość to miasta bez samochodów lub z ich znikomą liczbą. To projektowanie miast 15-minutowych, gdzie wszystkie potrzeby można zaspokoić niedaleko domu. Wierzę, że jest to możliwe.

_______

Charles Montgomery

Charles Montgomery

Wielokrotnie nagradzany autor, urbanista i lider transformacyjnych eksperymentów, badań i interwencji na rzecz dobrobytu w miastach.

W swojej cenionej na całym świecie książce „Happy City, Transforming Our Lives Through Urban Design” bada zależność pomiędzy projektowaniem urbanistycznym i wyłaniającą się nauką o szczęściu. Współpracując z partnerami, takimi jak Muzeum Guggenheima, samorządy lokalne i budowniczowie miast w Kanadzie, USA, Meksyku, Nowej Zelandii i Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Charles i jego zespół projektują społeczności, które maksymalizują zdrowie, szczęście i integrację społeczną. Charles jest członkiem rady Szczęśliwych Miast w ramach Sieci Zrównoważonego Rozwoju Organizacji Narodów Zjednoczonych.

Pełną treść znajdziesz w 4 numerze Magazynu Lighthouse.
Chcesz poczytać magazyn LighthouseNajnowszy numer znajdziesz tutaj.

Back to top button